Był czas, że popularną niegdyś na Węgrzech rasę świń mangalica uznano za relikt przeszłości i zdawało się, że oglądać będzie ją można co najwyżej w zoo. Mangalica jednak przetrwała i dziś w wielkim stylu wraca na stoły smakoszy w całej Europie. W Polsce również mamy hodowców, którzy docenili potencjał tkwiący w tej świni i wiążą z nią plany na przyszłość.
Dla rodziny państwa Fronczaków ze Skrzeszewa pod Legionowem (Mazowieckie) hodowla mangalic miała być jedynie hobby, tymczasem stała się i życiową pasją i dobrze rokującym przedsięwzięciem biznesowym. Iwona i Marek Fronczakowie wraz z synem Marcinem osiedli na wsi przed trzydziestu laty. Odziedziczony po ojcu dom traktowali jedynie jak siedlisko i dobre miejsce, by rozwijać rodzinną firmę, działającą w branży budowlanej. Szukali jednak pomysłu na zagospodarowanie pozostałej powierzchni niespełna hektarowej działki. -Mangalicą zainteresowaliśmy się za sprawą mojego brata, który ożenił się z Węgierką i od kilkudziesięciu lat mieszka na Węgrzech, oraz naszego syna Marcina, którego po odwiedzinach u wujka coraz bardziej fascynowały tamtejsze rodzime rasy zwierząt gospodarskich, rzadko widywane w Polsce – wyjawia nam Marek Fronczak.-Pomyśleliśmy o takim prywatnym minizoo, gdzie znalazłyby się m.in. mangalice. Pierwsze 3 sztuki kupiliśmy w 2013r. w Polsce, ale okazało się, że są to krzyżówki, więc oddaliśmy je innym hodowcom. Świnie tej rasy do prywatnych hodowli trafiały głównie z ogrodów zoologicznych, a często krzyżowały się tam z innymi rasami świń, choćby świnią wietnamską. Z pomocą brata zakupiliśmy więc mangalice czystej rasy od hodowców węgierskich. Bardzo szybko okazało się jednak, że ta nasza przygoda z mangalicami nie skończy się na kilku sztukach…
Na ratunek rasie Mangalice to pierwotna rasa świń pastwiskowych, która w średniowieczu powstała ze skrzyżowania świni z dzikiem. Za osobną rasę uznano ją w 1927r. Z racji małych wymagań i smacznego mięsa świnie te cieszyły się olbrzymią popularnością, szczególnie wśród mieszkańców Puszty, czyli węgierskich stepów skąd mangalice się wywodzą. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku stanowiły one powszedni widok na Wielkiej Nizinie Węgierskiej. Zmiany ustrojowe doprowadziły jednak niemal do wyginięcia tej rasy. Gospodarka rynkowa wymusiła głębokie zmiany w węgierskim rolnictwie, a mangalice zostały zupełnie wyparte przez udoskonalone rasy świń z zachodu Europy, przeznaczone do wielkotowarowej produkcji. W latach 90. XX wieku na Węgrzech zostało już tylko 200 mangalic i rasie groziło wyginięcie. Węgrzy postanowili ją jednak ratować, a dzięki wspólnemu wysiłkowi genetyków i hodowców udało się odbudować populację mangalicy do kilkudziesięciu tysięcy sztuk. -My też chcieliśmy mieć udział w ratowaniu mangalicy, więc postanowiliśmy nie tylko rozpocząć hodowlę, ale również rozpropagować tą rasę w Polsce i nie tylko – mówi Marek Fronczak.-Tylko część przywożonych z Węgier sztuk zostawialiśmy dla siebie, resztę odsprzedawaliśmy innym zainteresowanym hodowcom. Zależało nam głównie na tym, by skompletować stado złożone z wszystkich odmian barwnych mangalicy. Aby było to stado czyste rasowo, zróżnicowane wiekowo, o wysokiej zdrowotności i z wysokim potencjałem hodowlanym. Nie zależało nam na dużej ilości zwierząt. Skompletowanie obecnego stada podstawowego zajęło nam 2,5 roku. Dziś stanowi je 30 sztuk: 5 knurów i 25 loszek, w płowej, rudej (czerwonej) i jaskółczobrzuchej odmianie umaszczenia. Brakuje nam tylko najrzadszej, najczystszej rasowo i najbardziej pierwotnej odmiany czarnej, ale takie mangalice nawet na Węgrzech są nie do zdobycia. Mangalic wciąż przybywa, i to nie tylko za sprawą węgierskiego programu odbudowy rasy, ale przede wszystkim rosnącej popularności mięsa z tych świń. Przyczyniły się do tego choćby znane również w Polsce programy kulinarne szkockiego szefa kuchni i restauratora
Gordona Ramseya, który często zachwala doskonały smak i zalety zdrowotne mięsa mangalicy. Zarówno to mięso, jak i wyroby z niego stały się na świecie towarem poszukiwanym i drogim. -To sprawiło jednak, że Węgrzy zmienili podejście do mangalicy i traktują tą rasę jak skarb narodowy, którego zazdrośnie strzegą – mówi Marcin Fronczak, który jest oficjalnym właścicielem hodowli w Skrzeszewie.-Tamtejsze stowarzyszenia hodowców skutecznie utrudniają zakup i wywóz takich zwierząt z Węgier, ignorując jakby fakt, że mangalice są hodowane również poza granicami Węgier, w Europie czy USA. Hodowcy spod Legionowa interweniowali nawet w tej sprawie w węgierskiej ambasadzie, lecz dotąd bez żadnych rezultatów.
Wolne świnie - Najbardziej charakterystyczną cechą rasy jest kędzierzawa sierść, przez co mangalica bywa nazywana świnią wełnistą. Można ją również rozpoznać po czarnych racicach i ciemnej skórze wokół oczy i na tarczy ryjowej – wyjaśnia młody hodowca. –Są to świnie pastwiskowe, więc można je hodować wyłącznie na wolnym wybiegu. Potrzebują jedynie osłoniętego z trzech stron kawałka gruntu, gdzie mogą bez przeszkód ryć i wiatki, gdzie mogą się schronić. Muszą mieć również stały dostęp do wody a latem bajorko, by móc taplać się w błocie, które zabezpiecza ich skórę przed insektami i słońcem. Nawet przy kilkunastostopniowym mrozie wolą przebywać na powietrzu i nawet wówczas lochy proszą się pod wiatami, w legowiskach wymoszczonych słomą. Przed chłodem chroni je gruba sierść i spora warstwa tłuszczu. -Gdy zaczynaliśmy hodowlę obawialiśmy się zimą o prosięta i lochy przed wyproszeniem umieściliśmy w zamkniętym chlewiku. To był błąd bardzo brzemienny w skutkach, bo w zamknięciu tak loszki jak i młode zupełnie straciły chęć do życia – zdradza nam Marcin Fronczak.-Tej rasie po prostu wolność jest niezbędna do życia. Słyszy się o zamkniętych hodowlach mangalicy, ale mogą to być jedynie odmiany krzyżowane, np. z rasą duroc. Znajomy hodowca z Litwy z powodu ASF musiał zamknąć świnie w chlewni. W zamknięciu przestały się rozmnażać, stały się apatyczne i obrastają w tłuszcz. W skrzeszewskiej hodowli mangalice są utrzymywane z zagrodach, pogrupowane ze względu na umaszczenie. Chów odbywa się w systemie haremowym, to knur decyduje kiedy i którą lochę zapłodni. Loszki są przed porodem odsadzane do osobnych zagród, a do stada wracają po 6-8 tygodniach, gdy prosięta są samodzielne. -Gdyby maciory zostawały w stadzie, nie mógłbym wejść do zagrody – tłumaczy właściciel stada.-Knur zaatakuje każdego, kto zbliży się do młodych. Wystarczy, że prosię zakwiczy, a całe stado zaczyna groźnie pohukiwać, podobnie do dzików. Próbowałem również grupować lochy z młodymi, ale dochodziło do agresji i rywalizacji o pożywienie. Tymczasem gdy loszki przebywają na osobnych wybiegach, ich młode często przechodzą i ssą obce matki. Marek i Marcin Fronczakowie uważają, że poszczególne odmiany barwne mangalicy różnią się temperamentem i zachowaniem. -Płowe są najbardziej łagodne i spolegliwe, nie stronią przed kontaktami z człowiekiem i czasem zachowują się jak psy, domagając pieszczot – mówi Marek Fronczak.-„Jaskółki” tymczasem trzymają się na dystans i częściej reagują agresją, a rude mają temperament pośredni. -Płowym i rudym loszkom często asystuję przy porodach, „jaskółcze” lepiej zostawić w spokoju – dodaje Marcin.-Największym wyzwaniem jest we wszystkich przypadkach zapanowanie nad oseskami. Nie ma takiej zagrody z której się nie wydostaną, by ruszyć na poszukiwanie przygód.
Tajniki ekonomiki
-Od pierwiastki mangalicy spodziewać można się najwyżej 3-4 sztuk przychówku, od starszych loch przy umiejętnym doborze i prowadzeniu stada można uzyskać maksymalnie 8 sztuk prosiąt i mioty dwa razy w roku. 10 sztuk w miocie to rzadkość, moja średnia to około 7 sztuk w miocie – twierdzi nasz rozmówca.- Prosięta rodzą się z liberią. Pierwsza ruja pojawia się u loszek w 8-9 miesiącu życia, knury osiągają pełną dojrzałość płciową po roku. W naturalnym chowie potrzebny jest rok, by knur osiągnął wagę 120 kg, zaś loszka 100 kg. -Pod względem plenności rasa ta nie może się równać ze współczesnymi świniami hodowanymi w chlewniach. Nie znaczy to jednak wcale, że nie można jej traktować w kategoriach produkcji żywca. Mniejszą wydajność rekompensują bowiem mniejsze wymagania w zakresie utrzymania i żywienia. Znika potrzeba budowy kosztownych budynków inwentarskich i słonych rachunków za prąd. Nie ponosimy również dużych kosztów opieki weterynaryjnej, szczepień profilaktycznych i antybiotyków. Mangalice jako rasa pierwotna są odporne na choroby, wystarczy im jedynie odrobaczanie. Ja zdecydowałem się jeszcze na podawanie młodym żelaza z selenem, by wzmacniać na starcie kondycję zwierząt. Odpadają również drogie mieszanki i koncentraty paszowe, bowiem świni tej wystarczy proste pożywienie w postaci całego ziarna zbóż i kukurydzy, śruty zbożowej, sianokiszonki zimą i zielonki w sezonie. Ja wzbogacam im dietę także o parowane ziemniaki, czy pieczywo odpadowe z piekarni. Lochy prośne i karmiące otrzymują bogatsze dawki z przewagą pszenżyta, zaś luźne więcej owsa. Na Węgrzech i w Rumunii nazywano mangalice „świniami dla biedaków”, bo w sezonie potrafiły niemal same się wyżywić, zaś gruby zapas tłuszczu pozwalał przetrwać głód i chłód zimą. -W intensywnym tuczu świnia może osiągnąć wagę ubojową w 7 miesięcy, lecz wtedy jej mięso nie smakuje już tak jak powinno. A tylko wówczas możemy liczyć na zadowolonych klientów i odpowiednią zapłatę – przyznaje Marcin Fronczak.-Uważam, że hodowla mangalicy to świetna alternatywa dla małych gospodarstw.
Marzenia i plany -Dotąd hodowaliśmy mangalice przede wszystkim z myślą o sprzedaży warchlaków. 8tygodniowe zwierzę kosztuje około 400 zł – zdradza nam Marek Fronczak.-Chcielibyśmy jednak rozwinąć produkcję i zając się również tuczem, oraz na małą skalę przerobem i bezpośrednią sprzedażą mięsa i gotowych wyrobów. W Polsce bowiem również rośnie zapotrzebowanie na żywiec mangalicy, bo coraz więcej osób słyszało o zaletach tego mięsa lub je poznało. Tego smaku nie da się „oszukać”, bo przypomina dziczyznę, jest krwistoczerwone, kruche, ale bogatsze w aromatyczny tłuszcz i zbawienne dla zdrowia nienasycone kwasy. To efekt zarówno bliskiego pokrewieństwa tej rasy z dzikiem, jak i wolnowybiegowego chowu i sposobu żywienia. Mamy nadzieję, że wreszcie ustalone zostaną wszystkie przepisy dotyczące sprzedaży detalicznej z gospodarstw i ruszymy z tym projektem jeszcze w tym roku. W USA w hodowle mangalicy inwestują nawet rekiny z Wall Street, a wędzoną słoninę traktuje się jak wykwintną wędlinę i określa mianem „białej szynki”. Mangalica zajadają się również od dawna Hiszpanie, gdzie z importowanego z Węgier mięsa wyrabia się słynne suszone szynki serrano. Węgrzy również nie tylko zarabiają na hodowli mangalicy, ale również na nowo odkryli jej kulinarne walory. U nas za tucznika mangalicy można, jak zdradzają hodowcy spod Legionowa, uzyskać obecnie cenę 10 zł/kg żywej wagi. Na Węgrzech za kilogram słoniny zapłacić musielibyśmy równowartość 30-40 zł, a za kilogram wędliny z mangalicy przynajmniej dwa razy więcej. -Skalę produkcji ogranicza nam teraz niewielka powierzchnia działki i brak własnego zaplecza paszowego – przyznaje Marcin Fronczak.-Myślę jednak o zakupie większego gospodarstwa, z areałem który pozwoli powiększyć stado i jednocześnie umożliwi produkcję
roślinną, by choć w części pokryć zapotrzebowanie zwierząt na paszę. Teraz oprócz węgierskich świń mamy także kilka węgierskich psów pasterskich rasy puli i comondor. Marzy mi się, by zająć się również hodowlą koni rodzimych ras węgierskich, a może także i bydła. Mam straszną słabość do węgierskich zwierząt, co nietrudno chyba zauważyć – żartuje rolnik.